sobota, 17 stycznia 2015

Jeden.




"Nie mam pojęcia co się stało ze mną, Coś zmieniło światło w ciemność..."




Sakura




  Kiedy miałam cztery lata, pierwszy raz ujrzałam przemoc, rok później morderstwo i gwałt. Tutaj to codzienność, to smutne. Sama nieraz uciekałam przed mężczyznami o niezaspokojonych żądzach. Mimo tej patologi są tu też dobrzy ludzie. Ulica odbiera mi przyjaciół to prawda, ale daje następnych. Moje życie to błędne koło, którego kierunku nie mam odwagi zmienić. Pieniędzmi się nie przejmuję, ich zawsze brakuje. Ludzie twierdzą, że moja otwartość to zła cecha. Niby o pewnych sprawach się nie mówi, błąd. Czemu w gazetach nie piszą o nas, młodych i bez przyszłości? Bo takie tematy się nie sprzedają. Kogo obchodzą ludzie biedni. Dzisiejsze czasy to wyścig po pieniądze i pozycję społeczną. Kariery idące po trupach i dzieci uciekające z "dobrych" domów. Media krzyczące o braku miłości i jakiejkolwiek czułości wśród ludzkości na całej planecie. Irytujące stado baranów.
 Aleja, którą idę, prezentuje sobą wyłącznie brud, smród i ubóstwo. Bezczelni gapie wpatrzeni w zmasakrowane i zamarznięte ciało starca, szkoda dziadziusia. Z ciemnych szpar słychać pomrukiwania głodnych psów. To nasuwa myśl, czym się różnimy od zwierząt? Niczym. Chcemy przeżyć, przedłużyć gatunek i umrzeć bez cierpień. Zatem to nie miasto a dzicz, stada hien i sępów pastwiących się nad najsłabszymi mieszkańcami. Wychodzę przed ten burdel wybudowany dla biznesmenów znudzonych życiem. 
  Droga, którą idę jest równa, bez dziur. W powietrzu można poczuć lekki aromat kawy i usłyszeć to, co kochałam najbardziej, czyli muzykę. Nie mówię tu o klasyce, gdyż moje polskie korzenie zaprowadziły mnie gdzieś dalej. Przechodzę kilka przecznic, widzę neonowy napis, niegdyś zielony. 
  Wchodzę i zatracam się w rytmie płynących słów, kroków i ludzi. Koniec podziałów na paniczów, łajdaków czy drani, liczy się tylko taniec. Słychać dziwny hałas. Wpada policja, łapią moich przyjaciół i właściciela za nielegalną działalność. Ja zaś czmycham nie zauważona. Wybucha kolejna wojna, ulica kontra władze. Upadam na ziemie, rozlegają się strzały, krzyk i panika kobiet wyprowadzających swoje pieski. Odwracam głowę, dostrzegam znajome twarze w tym ostatnich przyjaciół. Przeszłość została skreślona grubą, czarną linią. Zrywam się i biegnę, mijając ludzi taranuje ich. Żywiłam do tego miejsca wiele uczuć, pozostała pustka... Po prostu pustka.
   Ktoś mnie woła, czego ode mnie chce? Świat przewraca się do góry nogami, nie to jednak ja. Kieruję swe oczy na mężczyznę o blond czuprynie, który ma na imię Jacob. Krew i pot miesza się z zapachem perfum kochanka. Natomiast on wyciąga odznakę, skuwa moje ręce i prowadzi do czarnego samochodu. Koszmar, największy dramat jakiego doświadczyłam dotychczas.


 Sasuke


  Ciemna noc, chłopak i unoszący się dym z papierosa. Miasto, mała ojczyzna z betonu i spalin. Niebo pełne gwiazd - nie, tu nie ma gwiazd . Brak czasu, uczuć i pieniędzy, czyli szara codzienność. Tym chłopakiem jestem ja, wielki Uchiha. Syn policjanta - oszusta. Jestem aż za nadto świadomy otaczającej mnie prawdy. Wszyscy chcemy żyć, lecz nie każdy kosztem innych. Wolę żyć na krawędzi - bieda. Wszystko ma swoje konsekwencje. Każdy romans, przekręt czy dobry uczynek piętnuje naszą duszę. Koniec. Ostatnia chmura wydobyła się z moich ust. Rzucam to już od kilku lat, żałosne. Ledwo odrosłem od ziemi i jarałem. W uszach kolejna nuta "Hipotermia", idealny stan. Zgiełk miasta, muzyka w tle i nicość.
  Stoję, patrząc w okno sąsiadki spod siódemki. Wrócił jej mąż. Skąd wiem? Sina twarz, ciało owinięte szlafrokiem, łzy na policzkach i szlug w dłoni, przypuszczam ostatni z ramy. Jak można kochać ból psychiczny i fizyczny? Nie mam pojęcia, ale za to ona, jako ofiara wieloletniej przemocy, zna ten chory stan. Mam ochotę przedstawić całej ludzkości kawałek mojego własnego świata, ale to tylko szare blokowiska, pęd do pieniądza i nienawiść.
  Będąc małym gnojkiem, marzyłem o swoim mikroskopijnym Edenie. Zabawne, tydzień później zostałem sam. Wszystko szlag trafił, razem z rajem, domem i rzeczywistością. Rodzice odeszli, a z nimi sens życia gówniarza o wielkich ambicjach. Pozostał wrak, wypalony emocjonalnie byt.
  Obiecałem matce spełnienie naszych wspólnych marzeń. Po co komu jakieś złudne majaki. Wielokrotnie myślałem nad studiami, niestety razem z nauką w plener weszły fundusze. Kolejna porażka. Pracuję w pizzeri, starcza na czynsz i żywność, owszem to nie luksusy, ale da się wyżyć. Miałem być najlepszy, a nie spełniam nawet normy... wybacz mi mamo. Mam przyjaciół, przynajmniej tyle mogłem osiągnąć. Muszę się napić...
  Kolejny poranek, smak trampka w ustach i ból głowy. Jedyne, co może mnie uratować to czarna kawa bez cukru. Lodówka pewnie świeci pustkami, jednak za żadne skarby nie pójdę do sklepu w tym stanie. Jaki potwór wymyślił kaca? Ten ktoś mnie nienawidził. Całe życie pod górkę. Ile musiałem wypić, aby dzisiaj czuć się jak po zderzeniu z tirem. A może coś mnie przejechało? Nie, to tylko moja głupota. Nigdy nie zapomnę doświadczonej w tej chwili błogości po pierwszym łyku zimnej lekko gazowanej wody. Niema to jak  cudowny poranek. Burczy mi w żołądku, trzeba coś zjeść. Jedyne źródło pożywienia w tym mieszkaniu to lodówka. Pora odwiedzić kuchnię. Może umyję w końcu te cholerne naczynia. Drzwi, korytarz i swąd garów, wystających ze zlewu... Sasuke, ogarnij to idioto. Co my tu mamy... cebula, dwa jajka i parówka. Jest lepiej niż myślałem, będzie jajecznica.
    Jasna cholera! Została mi parówka, tylko jej jeszcze nie zwęgliłem! Przypalić coś tak prostego jak jajecznica?! Pieprzony poniedziałek.


Sakura


  Ciemność? Czemu? Gdzie jestem? Wypadek? Krew, jego krew. Ciężko mi oddychać. Ktoś krzyczy, ale moim głosem. To mój wrzask miesza się z dźwiękiem sygnału karetki. Otacza mnie dziwnie przyjemny chłód, tracę czucie i widzę ciemność. Ktoś krzyczy, abym nie zasypiała....spadam. 
  Ból jest dziwnym uczuciem. Dzięki niemu czujemy, że żyjemy. To krótki impuls rozchodzący się z niezwykłą prędkością. Mój był powolny, mroczny, rozrywający ciało i duszę na strzępy. Ciemność, w której czai się coś nikczemnego, złego do szpiku kości. Jest coraz bliżej. Straszna a zarazem magiczna. Odrażająca, ale jednocześnie zachwycająca swoim pięknem. Bez dwóch zdań fascynująca. Czy tak wygląda śmierć? 
  Pamiętam, jak kiedyś pewien staruszek opowiadał o śmierci. Dopóki czujemy ból, nie musimy martwić się, lecz  kiedy ustaje to oznacza jedno - odejście z tego świata na drugą stronę. Mój staje się znośny. Umrę? Widzę światła, małe i migające. Są niczym gwiazdy. Nigdy nie myślałam jak umrę, ale nadszedł ten dzień. Czemu tak szybko? Może to i lepiej. Możliwe, że po drugiej stronie jest lepiej. 




Sasuke


  Poniedziałek?! Cholera! Tym razem to na pewno mnie wywalą! Jak ja nienawidzę tej pracy. Kto od rana je pizzę oprócz tego tłustego typa z wierzowca na przeciwko? Jego cholerny pies i ta guma zwana pieszczotliwie “pizzą”. Gdzie ten durny telefon?! Zgubiłem? Zgubiłem telefon! Jasna cholera! Nigdy więcej nie piję z tym debilem. Ta, przyganiał kocioł garnkowi. Jeszcze tylko buty i idę. Myśl pozytywnie, może ta buda spłonęła w nocy.
  Śnieg? Poważnie? Właśnie teraz musi padać to białe nie szczęście? Zima, piękna zimna i… Beznadziejna w całej swojej okazałości. Autobus się spóźnia, super. Jest godzina ósma trzydzieści i już jestem spóźniony o półtora godziny. Muszę znaleźć nową, lepszą i bardziej opłacalną pracę.
   Ciekawe jak poradził sobie Naruto. Dzień przed egzaminem tak popić, idiota. Jak on zda? To zagadka trapiąca mnie od miesiąca. On i prawko na samochód, wróć. On i samochód - kaplica. Może i ja się o to pokuszę. Motor skasowany, samochodu nie mam, a kupować skuter to trochę wstyd. Wystarczy, że Kiba zechce sprzedać swój zabytek, podobno auto. Z resztą o czym ja myślę. Najpierw trzeba przeżyć z miesiąca na miesiąc.
  Kolejna karetka, pewnie znów jakiś dzieciak spowodował wypadek. Może to Naruto, co jest  całkiem możliwe. Ciekawe, co się stało. Zaraz zamarznę, ten cholerny przystanek mógłby być lepiej zabudowany. Niefart, że to życie tak się potoczyło. Za dzieciaka było mi łatwiej, brak zmartwień i wszystko podstawione pod nos. Może kiedyś na mojej drodze na nowo napotkam szczęście. Znajdę ciepłą, ale pyskatą kobietę, taką z pazurem i temperamentem. Założę rodzinę, kupię dom i posadzę drzewo. Kpina. 
   Gdzie ten autobus? Szybciej doszedłbym tam pieszo. Czego ja właściwie wymagam od życia? Mój cel to lekka, przyjemna i niezbyt długa egzystencja.




Sakura


Biały sufit i ściany, szpitalna sala, ból rozrywający moją nogę. Lekko uchylone okno i wkradający się tu zgiełk miasta. Żyję. Co ja tu robię? Co się stało? Łóżka obok są puste, jestem tutaj sama. Blada skóra i gips świetnie ze sobą współgrają, o czym ja myślę. Podczas zderzenia musiałam mocno uderzyć nogą o schowek lub inną część samochodu. Gdzie Jacob? Ciekawe co z nim. Tyle pytań, że aż rozbolała mnie głowa. Co on sobie wyobrażał, jadąc z taką prędkością przez miasto. Cud, że w ogóle żyję. Czym sobie znowu zasłużyłam na taką karę? Chciałam jedynie normalnie, spokojnie i w miarę moich możliwości szczęśliwie żyć. Posiadanie swych pasji i prawdziwej miłości nigdy nie będzie mi dane. Uwielbiam taniec. Od dzieciństwa podziwiałam tancerzy i zazdrościłam im występowania na dużych scenach. Miastowej władzy przeszkadzał nasz mały klub, a raczej brak korzyści dla nich z prowadzenia lokalu. Chciwość i zawiść ludzka powinnam była to przewidzieć. Jestem w środku całego tego beznadziejnego świata jako jego mała cząsteczka. Czuję się zaszczuta, strach przed chorym prawem i państwem. 
  Może to ja i moja logika jestem inna niż zakłada definicja normalności. Prawdopodobnie odstaję od normy i zasad, ale żyję tak, aby kiedyś opowiedzieć o tym dzieciom z dumnie zadartą do góry głową. Kiedy otworzyły się drzwi? Odleciałam, ponownie zagapiłam się w martwy punkt. 
- Witam panno Haruno. - Człowiek w białym kitlu, to pewnie lekarz.
- Witam panie doktorze, co ja tu robię? Co się właściwie stało?
- Miła pani wypadek, złamana noga i kilka zadrapań. Również miała pani dużo szczęścia i zapięte pasy, czego niestety nie mogę powiedzieć o kierowcy. Przykro mi, ale pani znajomy zginął w skutku utraty zbyt dużej ilości krwi. 
- Cierpiał? 
- Przykro mi to mówić, ale tak. - Przynajmniej tyle dobrych wiadomości.
- Kiedy mogę stąd wyjść? 
- Już jutro. - Kolejna pozytywna wiadomość.
- Dobrze, mogę teraz zostać sama? - Człowieku proszę cię wyjdź już.
- Tak, za dwie godziny będzie obchód.
  Wyszedł, nareszcie. Jacob nie żyje, jestem wolna, bez zarzutów. Wyjeżdżam, uciekam stąd... ale gdzie? Bez pieniędzy, mężczyzny czy przyjaciół… jestem nikim. Jeśli jest ktoś tam na górze, to niech mi pomorze, błagam. 
  
    
Sasuke


  Coś dzwoni, ale gdzie? To telefon, mój telefon. Mój telefon! Kurtka, kieszeń, pusta.
- Jasna cholera..
W kurtce jest dziura, szlag. Jak wyciągnąć smartfona spod podszewki? Sprzęt jakoś przetrwał i to najbardziej liczy się w tej chwili. Nakrycie wierzchnie ma małą irytującą dziurkę i tyle problemów. Chociaż śnieg przestał padać, niebo jest bezchmurne i nawet widzę samolot. Przed oczami przeleciała mi jakaś biała smuga, coś w kształcie kulki. Dzieciaki wracają ze szkoły, w międzyczasie rzucając się śnieżkami. Kiedyś sam się tak bawiłem, śnieżki i wielkie bitwy. To były czasy.
  Trzeba jakoś wyciągnąć to cholerstwo. Miejmy nadzieję, że jak tam wszedł to i wyjdzie, no, dało radę. Spojrzawszy na ekran, zdziwiłem się. Co ja wczoraj robiłem, tyle połączeń. Jakieś obce numery i kilka nowych kontaktów. Boże, abym chociaż nie wypłukał się z kasy. Raz się żyje, sprawdźmy stan konta.
- O kurwa! Ile!? - No i co się babcia patrzysz, śpij jak spałaś na tej ławce. - Minus czterdzieści pięć złoty. Pieprzony poniedziałek.






Sakura


  Obchód był szybki a lekarz dyżurny dość uprzejmy. Noce są tu dziwnie ciche, nawet niebo zza tych okien jest inne...takie puste. Mało gwiazd, pełnia księżyca i cichy szum miasta. Niech ten dzień się skończy.
  Poranek. Po korytarzu rozchodzi się echo obcasów pielęgniarek roznoszących śniadanie dla pacjentów. Mam ochotę na coś słodkiego. O, najleszpe byłby naleśniki z masłem orzechowym. Sakura, na co ty liczyłaś. To szpital, w żadnym przypadku restauracja, więc czekaj grzecznie na jakiś kleik ryżowy. Hm… Westchnęłam na swoje myśli. Pozostaje mi tylko czekać. Ktoś tu idzie, znam skądś tą kobietę. Mieszka niedaleko od mojego domu, wygląda jakoś lepiej niż zwyke. Ciekawe.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, co na śniadanie i o której dostanę wypis? 
Uśmiechnęła się do mnie miła, starsza kobieta.
- Zupa mleczna, wypisy są o godzinie jedenastej słoneczko. Widzę, że troszkę cię poturbowało. Skandal, aby taki człowiek pracował w policji. 
- Gips trochę ogranicza moje ruchy ale poza tym jest już dobrze. 
- Odpoczywaj dziecinko, odpoczywaj.
- Dobrze, dziękuję pani. - odpowiedziałam, po czym poprawiłam poduszkę i ponownie opadłam na łóżko.
  Zastanawia mnie, ile lat może mieć ta kobieta, ponieważ dobrze się trzyma. Ma lekką pracę, mało stresu i bogatego męża. Ponadto stać ją na kosmetyki z najwyższej półki. Takiej to tylko pozostaje po zazdrościć. Spojrzałam na zegarek. W szpitalu śniadanie jest wydawane koło godziny dziewiątej, więc jeszcze dwie godziny słuchania odgłosu burczącego brzucha.
  Ta cisza, nudne ściany i sufit w końcu mnie wykończą. Może ciekawiej jest na korytarzu, sprawdźmy. Nigdy wstanie z łóżka mi sprawiło mi tyle trudności, niby to tylko usztywniona noga a jaki problem. Na szczęście obok stoją jakieś kule. Myślę, że dam radę pójść o własnych siłach. Wierzę w siebie. Powoli krok po kroku przesuwam się w kierunku drzwi, obok których stoi lustro. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Co tu dużo mówić, wyglądam okropnie. Włosy poplątane oraz zaniedbane, cera sina oraz suche, popękane usta. Do wychudzonej sylwetki już przywykłam, ale dzisiaj prezentuje się  wyjątkowo źle. Wyszedłszy na korytarz, spostrzegłam siedzącą naprzeciwko mnie małą, smutną i jednocześnie przestraszoną dziewczynkę. Ignoruję ją. Idąc dalej, mijam napis z  nazwą kolejnego oddziału. Słyszę rozmowy pielęgniarek i stukanie kul. Ciekawość znów zwycięża, co powoduje, że zaglądam na salę. Znajduję tam cztery łóżka, na których leżą schorowani ludzie, podpięci do aparatury. Jakiś drobny staruszek ze łzami na policzkach, mówi coś do… do kogo? Jakaś babcia przywołuje mnie gestem do siebie. Niezdarnie docieram do jej łóżka.
- Dziecinko pomożesz mi się napić? - Coś chwyciło mnie za serce, szybko sięgnęłam po butelkę z sokiem i nalałam do specyficznego kubka. Ból powoli zaczyna mi dokuczać, stopa drętwieje, a udo łapie lekki skurcz. Leki przestają działać. Pomimo tego uśmiech kobiety łagodzi wszystkie dolegliwości. Kiedy próbuję odejść, niespodziewanie czuję uścisk na dłoni. Odwracam głowę. 
- Zostań chwilkę. Jestem tu sama. - W tym momencie dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie potrafię odejść. Ta kobieta… wydaje mi się znajoma.
- Kogoś mi pani przypomina, niebieskie oczy takie jak u mojej sąsiadki. Wie pani? - zagadnęłam. - To była bardzo miła kobieta, zmarła rok temu. Na imię miała Mia, a pani? 
- Yumiko a ty dziecinko? - W jej oczach dojrzałam szczery uśmiech i radość, sztukę odnalezienia szczęścia w najmniejszych szczegółach życia. Ujęło mnie to. Po prostu była to kwintesencja tego, czego powinniśmy się uczyć się od ludzi w podeszłym wieku.
- Sakura. 
- Ładanie, pasuje do ciebie kwiatuszku. Idź, nie zatrzymuję cię. Boli cię, widzę ale obiecaj, że mnie jeszcze odwiedzisz.
- Obiecuję.
Z wielkim trudem doszłam do mojej sali. Na łóżku leżał miś. Poznałam go od razu brązowe futerko, oczy z zielonych guzików i czarny nosek identyczny jak ten z korytarza. Na posłaniu obok siedziało przerażone dziecko ze złamaną rączką. Usiadłam na przeciwko, głaskając misia. Mała pociągnęła noskiem, a ja podałam jej pluszaka.
- Jesteś tu sama?
- Tak. - Kolejne chlipnięcie.
- A kto to? Przedstawisz mi? - Pokazałam palcem na maskotkę
- Tina. - Złapałam za jedną z nóżek zabawkę leżącą na kolanach dziewczynki. 
- Sakura, miło mi cię poznać.
- Tina boi się szpitali i tych wszystkich igieł. - Popłynęły kolejne łzy, biedactwo.
- Ojej, musisz jej wytłumaczyć, że jest tutaj dla własnego dobra. Nikt jej nie skrzywdzi a wręcz przeciwnie, lekarze są tu po to, aby pomagać.
W przerażonych oczach zobaczyłam iskierkę nadziei. Otarła oczka, a na policzkach pojawiły się lekkie dołeczki symbolizujące uśmiech. Położyła się i zasnęła. Zaraz po tym przyszła pielęgniarka z wypisem. Dostałam recepty, ostatnie leki i ubrania. Trochę za duże, ale nie mogę narzekać. Ruszyłam w stronę sali starszej pani. Nie było jej, dowiedziałam się, że jest na zabiegu, który potrwa kilka godzin. Napisałam krótką kartkę i przekazałam pielęgniarzowi.
  Pierwsze spotkanie z hukiem ulicy było dość bolesne dla moich uszu. Teraz muszę się spiąć i trafić do domu. Bez pieniędzy na taksówkę będzie mi ciężko. Jakby tego było mało zaczyna kropić...
  





Od Autora: Oto pierwszy rozdział. ;) Ven jak zawsze sie postarała ;D ! 




13 komentarzy:

  1. No i będę pierwsza! :D Lalalalalaala :D Ten rozdział zapewne ma nas wprowadzić jeszcze do całej fabuły :D No ale kilka tajemnic widzę, że się tu kryje, zaraz, jakie kilka, mnóstwo! :D Czekam aż rozwiniesz akcje :D Gdyby inni wiedzieli, to co ja wiem B| Opiernicz dostałaś już wcześniej, więc więcej nie będzie :D Jeśli chodzi o długość to... no powiedzmy, nie narzekam na razie :D Pośmiałam się z Sasuke :D jestem ciekawa co dalej wymyślisz :D

    Pozdrawiam Cię Polly <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasuke ma przekichane xd Wredna ja :o Długosc nie jest taka zla... Zawsze moglo byc mniej xd Tajemnice. Hm, przemilcze :d !
      Pozdrawiam ;* !

      Usuń
    2. Hahaha za te "zawsze mogło być źle" masz przechlapane! :* mówi się "moja wina, moja bardzo wielka wina, obiecuję poprawę" hahaha :D

      Usuń
  2. Ekstra :) ciekawe jak Sakura poradzi sobie z nogą w gipsie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super :D Nie jest zbyt długi, ale co tam :P I ta akcja z Sasuke, kurtką i telefonem, maiłam tak samo :D Ale jeszcze znalazłam dwie dychy, zaprosiłam Venetice na Frugo, ale powiedziała, że za daleko :D
    No to weny życzę i żeby ten następny dłuższy był :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak mialam xd Czesto korzystam z wlasnych doswiadczen ;d och, gardzii frugo ?! Ladniee. :p

      Usuń
    2. Nie gardzę, tylko do sklepu mi się nie chciało iść po niego :D taki leń ze mnie :D

      Usuń
  4. O mój Boże! *o* Bardzo fajny rozdział, już nie mogę doczekać się następnego! :) Oczywiście mam nadzieję, że następny, choć trochę będzie dłuży.
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no, dziewczyno, powiem Ci, że nieźle poprawiłaś swój styl pisania! Na lepsze oczywiście! Jako, że mam fioła na tym punkcie, to powiem Ci, że wiidzę różnicę! Ogólnie bardzo dopasowałaś go do fabuły, za co kolejny plus!
    Lubię klimaty ulicy! Mroczne, tajemnicze, tak jak to, co nam tu tworzysz. Zaciekawiłaś mnie i chętnie będę czytać (jak będę oczywiście miała czas na jakiekolwiek życie prywatne), więc powiedz swojej wenie, żeby nadchodziła.
    Ja strajkuję, haha!
    Jedyny minus to tak naprawdę moje prywatne odczucie - jakoś nie lubię wplatania SasuSaku w polski świat, ale jak kto woli. Każdy ma swój gust. :D
    Pozdrawiam i ściskam mocno <3
    Mari

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten kot... xD

    Patol jak ja kocham to słowo. :D Podoba mi się. :) Są wątki tajemnicze, które zachęcają do pozostania na dłużej. Jest Sasuke, za którym nieszczególnie przepadam, ale jak na razie jego postać mi się podoba... Jeszcze mnie nie drażni, a tekstem o kurwa, ile?! mnie rozbawił. xD
    Tylko co tak krótko? :( Dziś jeszcze to przeżyje, bo chce mi się spać, ale następnym razem chcę dłużej!

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA