" Przyjaciel to ktoś, kto daje ci totalną swobodę bycia sobą. "
Pieprzę to i wracam do domu. Z roboty i tak czy inaczej mnie wyrzucą, a nie mam ochoty tłuc się przez pół miasta jak ostatni idiota, tylko po to, aby mój beznadziejny szef wręczył mi wypowiedzenie. Mam swój honor, potrafię sam zrezygnować w odpowiednim momencie. Prędzej czy później i tak sam zmieniłbym miejsce zatrudnienia. Jednak szkoda mi tych kilku stówek zarabianych co miesiąc.
Staruszka siedząca na ławce obok zmierzyła mnie wzrokiem. Podejrzewam, że był on chłodniejszy od niejednej bryły lodu. Zniesmaczony jej postawą, szybko podniosłem swój ociężały tyłek do pozycji stojącej. Poczułem dreszcze, które były spowodowane niską temperaturą i za żadne skarby świata mi się to nie podobało. Kiedy szedłem chodnikiem, jakaś nastolatka wpadła na mnie, upadając przy tym na zimną i twardą nawierzchnię. Jak na dżentelmena przystało, pomogłem jej wstać oraz pozbierałem książki, które wypadły z szarej torby. W oczy rzucił mi się ogromny podręcznik do rozszerzonej biologi, jak ja nienawidzę tej dziedziny. Zawstydzona dziewczyna nie potrafiła spojrzeć mi w oczy, zabawna istota.
- Przepraszam. - Wyjąkała. Lekko speszona chwyciła za podręcznik i usilnie próbowała mi go wyrwać, niestety nie pójdzie jej to tak łatwo. - Czy możesz mi oddać moją własność?
- Nie. - Szok w jej oczach wywołał u mnie uśmiech. - Przedstaw się, ja - Wskazałem palcem na swoje oblicze. - mam na imię Sasuke, a ty?
- Polly. - Miała dość zrezygnowaną minę. Wewnętrzną stroną dłoni przetarła czerwoną od zimna twarz. - Nie mam czasu, śpieszę się. - W myślach prawdopodobnie już zdążyła pobić mnie na kilka różnych sposobów.
- Gdzie? - Powoli nabrała powietrza w usta, robiąc przy tym minę karpia, olbrzymie policzki i mały dzióbek. Świetnie się bawiłem, wyprowadzając nastolatkę z równowagi. - Im szybciej odpowiesz, tym szybciej ci dam spokój, Polly.
- Na pocztę, muszę wysłać list do kuzynki z Japonii. Jesteś zadowolony z mojej odpowiedzi? - Teatralnie przekręciła oczami, wywarła na mnie dobre wrażenie.
- Tak. A jak ma na imię kuzynka? I jaki jest twój numer komórkowy, Polly? - Fuknęła pod nosem coś niezrozumiałego dla mnie i pociągnęła za podręcznik.
- Sakura, a telefon zgubiłam. - Spojrzałem na nią uważnie, na jej twarzy, a dokładniej w policzkach, pojawiły się małe dołeczki.
- Kłamiesz, zatem chyba nie potrzebujesz tego podręcznika, koleżanko. - Ruszyłem w swoją stronę i już po chwili usłyszałem tupot obcasów, to ona, goniła mnie w fikuśnych szpilkach. Przyśpieszyłem kroku z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Usłyszałem dziwny dzwonek, śmiech małego dziecka z podkładem muzycznym, spojrzałem przez ramię. To jej telefon dawał o sobie znać, uśmiechnąłem się z politowaniem. Zarumieniła się, szybko wyciągając urządzenie z torebki. Miałem ochotę skomentować jej zachowanie jakąś ciętą ripostą, niestety nic nie przyszło mi do głowy. Słyszałem mniej więcej całą rozmowę, ale jedyne co wywnioskowałem to przyjazd jakiejś znajomej do Polski. Lekko zarumieniona wsunęła telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
- To jaki ten numer, kłamczucho?
Nie musiałem długo czekać, wyciągnęła długopis i kartkę. Powoli zapisała numer, który od razu sprawdziłem, wykonując połączenie. Usłyszałem znajomy sygnał. Tym razem odzyskała swoją własność bez problemu i odeszła, kołysając biodrami z boku na bok. Nie oglądała się za siebie, kroczyła dumnie niczym paw. Wybuchłem śmiechem, co wzbudziło nie małe zainteresowanie przechodniów. Poprawiłem kurtkę i obrałem kierunek prowadzący do mojego bloku. Minąłem kilka ulic, klatkę i drzwi. Przekręciłem klucz w zamku, przekroczyłem próg i zawiesiłem wierzchnią odzież na haczyk. Na zewnątrz było o wiele chłodniej niż w mieszkaniu, dlatego moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Po głowie chodziło mi to intrygujące imię “Sakura”, to musi być wyjątkowa kobieta. Potrząsnąłem głową i rzuciłem się na kanapę. Starałem się nie myśleć o niczym, wyciągnąłem komórkę i odpłynąłem razem z dźwiękami “Hipotermi” .
Sakura
Moje myśli powędrowały daleko, zbyt daleko. Chwyciłam komórkę, ścisnęłam ją w dłoni i wahając się przez moment, wybrałam numer. Po chwili usłyszałam dobrze znany mi głos. Moje usta lekko drgnęły tylko po to, aby westchnąć.
- Przyjeżdżam Polly, prawdopodobnie na stałe. - Powiedziałam na jednym wdechu. - Szykuj mi mieszkanie i czekaj. Zaopatrz mnie w jakieś książki do języka polskiego, proszę.
- Tak w ogóle to cześć wariatko. - Zaśmiała się melodyjnie. - Na kiedy?
- Jeszcze zadzwonię. Do usłyszenia.
- Cieszę się, że w końcu przyjeżdżasz, Sakura.
Westchnęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Wpatrywałam się oniemiała w ekran, na którym już dawno pojawił się wygaszacz. Znajdował się w centrum mojej uwagi, w natłoku myśli i wspomnień. Przez krótką chwilę, dosłownie parę sekund, miałam pozytywne przekonanie, co do podjętej przez siebie decyzji. Byłam pijana życiem, świat zawirował, machnęłam ręką i usiadłam na krześle. Zacisnęłam mocno powieki, ból w nodze nie ustał nawet na trochę. Bałam się, że kiedy otworzę oczy, stanie się coś złego, że “odwiedzi” mnie kolejna strata lub problem. Nie potrafiłam uwierzyć, że będzie inaczej, dlatego postanowiłam raz na zawsze, że wyjeżdżam stąd.
Jacob zabrał mi wszystko, marzenia, nadzieję oraz serce. Siniaki wokół nadgarstków przypominały o kajdankach - specyficznych, srebrnych bransoletkach - bestialsko przez niego mi założonych, które ściągnięte zostały przeze mnie w samochodzie. Nawet długi rękaw nie zakryje tych fioletowych plam. Jacob idealnie pasował do mojej bajki wymyślonej w dzieciństwie. Posiadał cudowne, czarne oczy, dołeczki w policzkach, uroczo wysunięte kły przy każdym uśmiechu i blond czuprynę o zapachu morskiej bryzy. Na co dzień w bluzie i przyciasnych jeansach, a na służbie w ciemnym garniturze. Będąc zbytnio zapatrzona w jego doskonałość, nie zauważyłam kłamstw, spekulacji, pomówień, śledzenia i braku zaufania. Drżałam, a po policzkach spływały mi kolejne łzy. Byłam gotowa oddać życie za naszą miłość, skoczyć w ogień dla dobra związku, ratować go w każdy możliwy sposób. Mieliśmy być zawsze razem. Chciałam czuć jego ciepło, które traktowałam niczym narkotyk. Poznałam to straszne uczcie zwane samotnością. Dlaczego? Ponieważ byłam słaba. W głowie odtwarzałam na nowo wszystkie nasze wspólne, szczęśliwe chwile. Teraz zaczynam rozumieć moją matkę. Jej problemem był smutek, brak oparcia i uczuć. Ci wszyscy mężczyźni na początku byli lekiem, lecz szybko zmienili się w uzależnienie. Wytachałam z szafy wielką walizkę, mimowolnie otarłam policzki z mokrych plam i pociągnęłam nosem, z którego ciekł już katar. Usiadłszy przy skromnej komodzie, schowałam twarz w dłonie. Zmarszczyłam brwi na widok ubogiego stanu garderoby, od dawna nie zaopatrzyłam się w nic nowego. Przez cały czas nosiłam stare ubrania; powycierane spodnie czy zmechacone, babcine swetry. Podniosłam się bez życia z zamiarem spakowania wszystkiego, zaczynając od skarpetek w roboty, kończąc na zniszczonej czerwonej kosmetyczce. Prychnęłam z kpiną na widok sukienki uszytej z kremowego, gładkiego materiału, którą kupiłam dla niego. Kosztowała mnie tyle, co obiady na cały tydzień. Gdzie ja miałam oczy? Wstałam i sięgnęłam do barku, w którym znalazłam ostatnie pieniądze. Musiałam je dobrze zagospodarować. Trzymałam banknoty w dłoniach, śledząc opuszkami palców ich nadruki. Roztrząsanie przeszłości nic mi nie dawało, przynosiło wręcz odwrotny skutek. Przeszłam przez pokój, przekręciłam kluczyk w zamku i lekko popchnęłam drzwi. Skierowałam się do biura Sora ze względu na to, że ofiarowali najniższe ceny w całym Tokio. Zarezerwowałam lot na jutro, z którego, na moje szczęście, dosłownie parę minut temu ktoś zrezygnował. Wydałam wszystko, ale było warto. Za dwadzieścia cztery godziny zacznę lepsze życie. Zanurzyłam rękę w kieszeni, zorientowałam się, że komórka została sama na łóżku obok walizki. Szybko wróciłam do mieszkania, gdzie po drodze spotkałam matkę. Była zalana w trupa i przyklejona do naszego sąsiada. Miałam ochotę krzyczeć, rumieńce wstydu pojawiły się na moich policzkach. Jedną dłonią przeczesałam włosy, drugą nakreśliłam krótką i dobitną wiadomość do Polly. Z telefonu usunęłam zdjęcia, wiadomości i kontakty, chcąc w ten sposób odciąć się od przeszłości. Przełknęłam ślinę i poczułam głód, brzuch domagał się posiłku. Powyjmowałam grosze z torebki matki, aby starczyło mi na jedzenie, nie przejmując się zbytnio swoim poczynaniem. Skurpulatnie przeliczyłam znalezione pieniądze, cholera, co za hojność losu, wyśpię się i zjem. Jakoś przetrwam do jutra. Ścisnęłam monety w dłoni i wyszłam na klatkę. Kula upadła mi na podłogę, sprawiając nie mały kłopot. Z grymasem na twarzy i rozrywającym bólem podniosłam rzecz ułatwiającą mi poruszanie się. Kiedy pokonałam schody, noga zdrętwiała bardziej niż kiedykolwiek, dlatego postarałam się szybko pokonać dzielącą mnie odległość od budki z jedzeniem na przeciwko. Kupiłam rybę w ostrych przyprawach, a do tego sok pomarańczowy. Kolejny raz wdrapałam się po stopniach i otworzyłam drzwi wejściowe. Mieszkanie na piętrze przy złamanej nodze potrafi być niesamowicie irytujące. Zjadłam kiepskiej jakości pożywienie, niespodziewałam się niczego lepszego po najtańszym żarciu, i popiłam ulubionym napojem. Najważniejsze, że mogę spać spokojnie. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka.
-Wszystkiego najlepszego Sakura.
Zanuciłam smętnie pod nosem. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, podkuliłam zdrową nogę i przetarłam twarz. Głośno ziewnęłam, po czym zwlekłam się z łóżka, przeciągając obolałe ciało. Spojrzałam na wskazówki zegara, które wskazywały parę minut po siódmej. Mam godzinę, aby ogarnąć się i dotrzeć na przystanek. Poranna toaleta zajęła mi około dziesięciu minut, rozczesałam włosy i założyłam czarną, krótką, jeansową sukienkę. Ubrałam podrapane trampki i chwyciłam walizkę. Ostatnie spojrzenie na miejsce mojego dzieciństwa, pewnie za jakiś czas będę tęsknić. Jeśli ludzie załamują się z tęsknoty, to życzę sobie powodzenia. Oby było warto zaryzykować te wszystkie zmiany. W końcu szłam trochę w ciemno, nie wiedząc co mnie czeka. Przejechałam wzrokiem po starej zasłonie. Pachniała dawnymi perfumami mojej rodzicielki, wymieszanymi z zapachem papierosów. Zawsze paliła, kiedy gotowała, a ja jako dziecko lubiłam zapach tytoniu. Krocząc dalej, chwyciłam jedną z jej licznych apaszek, ta była zielona jak oczy, którymi patrzyła na mnie z miłością do pewnego czasu. Schowałam ją do kieszeni torby i popchnęłam drzwi. Przykleiłam na nich białą kartkę dla mamy z wiadomością o wyjeździe. Przekręciłam klucz w zamku i zeszłam po schodach. Przez całą drogę towarzyszyły mi wątpliwości. Dopadały mnie kryzysowe momenty, chciałam po prostu biegiem wrócić do mieszkania i płakać. To wszystko było niczym zły sen. Kiedy usiadłam w samolocie, przestałam żałować. Przez całą podróż spałam, dopiero na lotnisku w Warszawie oprzytomniałam i uwolniłam się z ucisku pasów. Po godzinie stałam na ruchomych schodach, a na dole czekała Polly z uśmiechem od ucha do ucha. Wpadłam w jej ramiona i mocno ścisnęłam. Ostatni raz widziałam ją, kiedy miałyśmy po osiem może siedem lat, a teraz stoi przede mną w nowej odsłonie. Wyrosła na przepiękną kobietę. Długie czarne włosy, niebieskie oczy i dołeczki w policzkach pojawiające się przy każdym uśmiechu. Bez słów podeszłyśmy do czarnej taksówki. W aucie poczułam jak krewna ściska moją bladą dłoń. Zagryzłam wargę przez łzy, które tym razem nie symbolizowały smutku, lecz przeraźliwy strach.
- Czasem mam wrażenie, że to wszystko jest niczym domek z kart, jeden podmuch wiatru i to będzie koniec, a mój niestety ma już tylko fundamenty. - Wyznałam.
- Razem zbudujemy tarczę obronną dla twoich marzeń. - Objęła mnie ramieniem i otarła mój policzek.
Nie wiem, ile jechałyśmy, ale dla mnie to była wieczność. Po dwóch zdaniach, które padły na początku, przez resztę czasu pomiędzy nami panowała grobowa cisza. Słyszałam jedynie szum radia i silnika. Samochód zatrzymał się pod starym blokiem. Powoli postawiłam pierwszy krok, czułam się tu pewniej niż na lotnisku. Strach ustąpił, aby dać miejsce do popisu ciekawości.
- Które piętro?
- Drugie, mieszkają tu głównie starsi ludzie. To stare, ale zadbane miejsce. Wczoraj posprzątałam, napełniłam szafki i lodówkę. Pieniądze czekają w metalowej, zielonej puszce. Brelok jest prezentem, tak jak i kilka kosmetyków w łazience. - Podała mi klucze z zaszklonym zdjęciem, które przedstawiało naszą dwójkę w piaskownicy. - Mieszkanie numer trzy wielko-czoła.
Wybuchłam śmiechem, słysząc dawne przezwisko, przyjęłam klucze i ruszyłam bez słowa pożegnania. Moim krokom towarzyszył dźwięk walizki stukającej o nawierzchnię i wzrok zdziwionej Polly. Gips to nie powód do specjalnych względów, sama świetnie sobie radzę.
Dość szybko trafiłam pod odpowiednie wejście. Przekręciłam kluczyk, wstrzymałam oddech, a czując ukłucie w boku, gwałtownie wypuściłam powietrze nagromadzone w płucach i popchnęłam delikatnie drzwi. Przede mną ukazał się korytarz, wyglądał bez wątpienia niesamowicie. Trzy ściany jasnego koloru i jedna pokryta ceglaną mozaiką. Przy moich nogach po prawej stronie stały drewniane krzesła, a pod stopami znalazłam puchowy dywanik zakrywający błyszczące panele. Chwilę później spostrzegłam także szklaną donicę wypełnioną kolorowymi kamieniami. Odłożyłam walizkę, oparłam ją o małą szafkę na buty skrytą za drzwiami, czułam jak serce próbuje wyrwać mi się z piersi. Tyle radości. Rozwiązałam trampki oraz zsunęłam je ze stóp z prędkością ślimaka. Po dłuższej chwili ponownie ruszyłam przed siebie. Na mojej drodze stanął salon połączony z kuchnią, zamarłam. Na ścianach wokół wielkiej sofy znalazłam ten sam wzór kolorystyczny co w wcześniej odwiedzonym pomieszczeniu. Przez ogromne okna z widokiem na park i plac zabaw widziałam spacerującą Polly, uśmiechnęłam się. Chciałabym, aby wiedziała jak bardzo jestem jej wdzięczna za to wszystko, stare mieszkanie mojej matki było w idealnym stanie, a nawet śmiem sądzić, że zostało odnowione całkiem niedawno. Delikatnie rozmasowałam swoje czoło, po czym podeszłam do stolika kawowego, na którym leżała zielona puszeczka. Wyszłam z salonu, pojawiając się w niedużej kuchni. Była w jasnych, ciepłych barwach jak całe mieszkanie. Oparłam się o kremowy blat i obejrzałem w większości białe meble, jedynie krzesło zostało wyposażone w kolorową poduszkę, wyglądało na niezwykle komfortowe. Na stole leżały dwie różnokolorowe podkładki i koszyczek z świeżymi owocami, tuż nad wisiała półka z dwoma ozdobnymi różnobarwnymi słojami. Pomieszczenie było małe, ale bardzo dobrze zorganizowane, przede wszystkim przytulne. Odepchnęłam się od szafki i z ciekawością powędrowałam do nieznanych mi pomieszczeń, gdzie trafiłam na łazienkę. Byłam zaskoczona, znalazłam czarne płytki na podłodze i ścianach, dużą, zaszkloną kabinę prysznicową, która urzekła mnie swym ogromem, reszta pomieszczenia wyglądała zwyczajnie, mała umywalka, toaleta, na której stał sztuczny kwiatek i duże lustro. Wycofałam się z pomieszczenia i ruszyłam na lewo. Moim źrenicą ukazała się sypialnia, łzy stanęły mi w oczach. Powodem ich pojawienia się była tablica z dużą ilością zdjęć moich z Polly, mojej mamy z czasów studenckich i ojca. Głośno załkałam, stawiając kolejne kroki, przejechałam palcem po ich wspólnej fotografii. Stałam i bezsensownie gapiłam się w historię zapisaną na kilku obrazkach, byli szczęśliwi. To ja zniszczyłam ich miłość, on mnie nie chciał. Uderzyłam pięścią w jego podobiznę, szlochy i pociągnięcia nosem były coraz częstsze. Czułam się okropnie, myśląc w ten sposób, byłam niechcianym podrzutkiem, otarłam oczy i spoczęłam na gigantycznym łóżku z białym materacem i filetową pościelą. Wyciągnęłam telefon i położyłam na szafce nocnej. Na ścianie widniał czarny napis “Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w piękno swoich marzeń”, spuściłam głowę. Po tych słowach w moich myślach zapadła niezręczna cisza, zupełna pustka.
- Boże, spraw, aby tutaj było lepiej. Proszę. - Wyszeptałam, bawiąc się puchatą kołdrą o zapachu mięty. - Tu jest tak pięknie. - Opadłam na wygodne łóżko.
Sasuke
Przeciągnąłem się, wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Usiadłem na krześle obok i wziąłem telefon do ręki. Zredagowałem krótkiego smsa informującego Naruto o piwie czekającym w mojej lodówce, dobra ściema dźwignią handlu, czy jakoś tak to szło. Szkoda, że nic nie sprzedaję. Trzeba zejść do bankomatu, żeby wybrać trochę gotówki po tatusiu, chociaż tyle z niego pożytku. Przeczesałem włosy, po czym ubrałem czarne adidas oraz, kurtkę i wyszedłem. W mieszkaniu na przeciwko się świeciło, od lat nikogo tam nie widziałem. Pewnie to kolejny staruszek, który będzie narzekał na zbyt głośną i wulgarną muzykę. Był wieczór, w prawdzie całkiem ładny, jedyne co irytowało mnie dzisiejszego dnia, to ten cholerny śnieg. Na schodach minęła mnie wysoka dziewczyna, miała na sobie dresy i kaptur na głowie. Szła wyprostowana i kręciła tyłkiem, skojarzyłem ją od razu.
- Cześć kłamczucho. - Krzyknąłem, momentalnie się zatrzymała, a ja zauwżyłem jak zaciska dłoń w pięść.
- Mieszkasz tu? - Odwróciła się i ściągnęła nakrycie głowy.
- Tak, a ty do kogo? - Zagadnąłem, opierając się o zimną ścianę.
- Do znajomej. - Stwierdziłem bez najmniejszego wahania, że tym razem jest szczera.
- Mieszka na przeciwko mnie, jeśli dobrze zgaduję to zameldowała się pod trójką. - Jej mina powinna zostać uwieczniona, ten wyraz twarzy był bezcenny. - To ta, jak jej tam było… Sakura?
- Tak. - Szybko wbiegła po stopniach, znikając za rogiem klatki.
Jednego byłem pewien, koniec z nudą. Zaraz stałem pod wejściem do marketu, w którym znalazłam bankomat, wybrałem trochę gotówki. Nienawidziłem tego robić, gdyż chciałem być niezależny. I co z tą niezależnością? Pogadałem chwilę z chłopakami, których spotkałem pod stanowiskiem z alkoholem. Kiba jak zawsze narzekał na swoją panienkę, Ino była upierdliwa to prawda. Shikamaru ciągle zastanawia się jak to możliwe, że Temari jest w ciąży. Współczuję biedakowi, czeka go nie małe wyzwanie. Życie z tą kobietą może sprawić, że osiwieje koło trzydziestki. Brakowało tu jedynie Suigetsu, pewnie znów siedzi u Karin. Po kilkunastu minutach zrobiłem duże zakupy; warzywa, napoje, pieczywo i wiele innych. Ulice były dość puste jak na tą godzinę, zazwyczaj o dwudziestej miasto budzi się do życia. Przed klatką spotkałem już wstawionego Naruto, zapowiadała się ciekawa noc. Wchodząc po nierównych, zniszczonych stopniach, dwa razy się potknął i wylądował na ścianie. Zza drzwi z numerem trzy wyłoniła się skromnej postury dziewczyna, miała długie, falowane różowe włosy i zielone, kocie oczy. Mój zapał do nawiązywania nowych znajomości wzrósł o sto, a nawet dwieście procent, odezwała się we mnie męska natura. Stała tam w wyciągniętej, czarnej, męskiej koszulce na ramiączka oraz białych spodenkach ledwo zakrywających pośladki. Uśmiechnąłem się, nie świadom swojego zachowania i podniosłem Uzumakiego, który zdążył się zaślinić na jej widok. Poprawiła włosy, po czym wewnętrzną stroną dłoni przetarła czoło. Polly była piękną kobietą, bez wątpienia kokietką urzekającą naturalnym pięknem, ale Sakura miała coś więcej niż urodę, te oczy kryły tajemnicę i ból. Uśmiechnęła się szczerze i zamknęła drzwi, ocknąłem się kiedy blondas machnął mi ręką przed nosem.
Weszliśmy do mieszkania i włączyliśmy muzykę, wpakowałem wszystko do lodówki i szafek. Otworzyłem jedno z wielu piw. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk “tss” on sprawiał, że dzień stawał się piękniejszy.
Wypiłem już cztery piwa, a mój towarzysz spał na krześle przytulając grzejnik. W mojej głowie zrodził się szatański plan ośmieszenia przyjaciela, musiałem skorzystać z takiej okazji. Wstałem z kanapy usłanej kapslami i chwyciłem czarny długopis, szybko rozkręciłem rzecz i rozciąłem wkład. Wycisnąłem jego zawartość i lekko rozcieńczyłem z wodą, po chwili niebieskawa mieszanka wylądowała na czuprynie Uzumakiego. Prawdopodobnie jutro stracę którąś z cennych kończyn, tak czy siak, wato zobaczyć jego reakcję.
Pozbierałem butelki i umieściłem je w dolnej szafie kuchennej. Spojrzałem na telefon, nacisnąłem przypadkowy przycisk, aby dowiedzieć się jak bardzo zarywam nockę, była godzina druga. Spuściłem wzrok i zauważyłem brązowe ślady, Naruto jak zawsze musiał naświnić w moim mieszkaniu, to już tradycja. Miałem ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Ściągnąwszy koszulkę, szybko rzuciłem ją na kanapę. Właśnie w tym momencie usłyszałem pukanie do drzwi, pali się czy co? Zawlokłem swoje ciało pod drzwi i otworzyłem.
- To są jakieś żarty? - Spojrzałem na zalaną brunetkę.
- Chodzi u ciebie lodówka? - Wydukała rozkołysana i śmiejąca się Polly.
-Tak. - Westchnąłem, znałem ten numer od lat.
-To jej pilnuj żeby nie uciekła. - Wybuchła śmiechem i zygzakiem podążyła do mieszkania na przeciwko. Dopiero teraz spostrzegłem, że była w samej koszuli nocnej. Co za dziewczyna, bez wątpienia potrafi się dobrze bawić i zalewać się do granic swoich możliwości, wyglądając przy tym uroczo. Nigdy nie zrozumiem kobiet, kto tego dokona pewnie zostanie milionerem. Kobiety prowadzą te swoje gierki, a ja czuję się przy nich jak Naruto na sprawdzianie z matmy. Zamrugałem oczami, odgoniłem obraz tego debila w szkolnej ławce z długopisem w spoconej, trzęsącej się ręce.
W moim umyśle pojawiła się skromnej budowy istotka o soczystej zielonej barwie oczu. Te tęczówki intrygowały mnie, sprawiały, że chciałem powoli odkrywać ich sekret. Tego dnia zasypiałem z uśmiechem na ustach, ale także z pijanym Naruto w mieszkaniu, bo zawsze musi być jakieś “ale”.
Sakura
Obudziłam się z niemiłosiernym bólem głowy i bez gipsu na nodze...chwila. Bez gipsu?! Rozejrzałam się po sypialni i zamurowało mnie, poza pustymi butelkami na podłodze leżała Polly z moim gipsem pod głową, doprawdy wygodna poduszka. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że noga pracowała bez zarzutów. Podrapałam się po głowie, rozciągnęłam lekko ciało i spróbowałam obudzić dziewczynę ucinającą sobie drzemkę. Niestety, nie dałam rady, odpuściłam sobie po piątej próbie ocucenia. Ubrałam kapcie znalezione uprzedniego dnia w szafce na buty. Nagle podskoczyłam, powodem reakcji był męski krzyk dochodzący zza drzwi. Szybko wybiegłam z mieszkania i zapukałam do sąsiada, nie wiedziałam, co chce zrobić, ale przyzwyczajenie nakazywało mi sprawdzić, co się wydarzyło za drzwiami na przeciwko. Otworzył mi je ten przystojny brunet, który... nie miał na sobie koszulki ani spodni! Właściwie przede mną stał półnagi mężczyzna z budową greckiego boga. Zakłopotałam się i spuściłam wzrok, wbiłam go w podłogę obok jego stóp.
- Ktoś krzyczał, wystraszyłam się, że komuś stała się krzywda. - Powiedziałam na jednym oddechu. Spojrzałam w jego oczy, pochłonęła mnie czarna otchłań, zimna i mroczna.
- To kolega malował włosy i kolor mu się nie spodobał, bez obaw.
Coś mi tu nie pasowało, miałam rację. Kiedy tylko skończył zdanie poduszka wylądowała na jego głowie, a moim oczom ukazał się facet z do połowy czarnymi włosami. Nie powstrzymałam się od wybuchu śmiechem. Blondyn złapał się za włosy, ciągnąc je do góry i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Machnęłam ręką na zachowanie tej dwójki. Z uśmiechem na twarzy odwróciłam się i weszłam do mieszkania.
Krzyki ucichły po piętnastu minutach. Przynajmniej trafiłam na sąsiada w swoim wieku, a nawet guście. Nie wiem czemu, ale wokół niego gromadziła się zła aura, obym się myliła.
Od autorki:
Witam.
Rozdział drugi jest niczym kolejny nudny zapychacz, niestety. Rozdział trzeci zawiera więcej akcji i nawet pierwsze zabiegi pewnego mężczyzny o miłość pewnej dziewczyny ;D ! Chcę was także poinformować o piszącej się już jednopartówce :D Pisze mi się ją tak lekko i dobrze, ale z przykrością stwierdzam "Ferie się kończą, witaj matmo!". Pochwalę się, że zamówiłam sobie szablon i tło u Sasame. ( TYLE RADOŚCI )
Teraz siedzę z kotem i oglądam ptaki chodzące za oknem, a w zlewie czekają naczynia. Trzeba się zmotywować.
Rozdział drugi jest niczym kolejny nudny zapychacz, niestety. Rozdział trzeci zawiera więcej akcji i nawet pierwsze zabiegi pewnego mężczyzny o miłość pewnej dziewczyny ;D ! Chcę was także poinformować o piszącej się już jednopartówce :D Pisze mi się ją tak lekko i dobrze, ale z przykrością stwierdzam "Ferie się kończą, witaj matmo!". Pochwalę się, że zamówiłam sobie szablon i tło u Sasame. ( TYLE RADOŚCI )
Teraz siedzę z kotem i oglądam ptaki chodzące za oknem, a w zlewie czekają naczynia. Trzeba się zmotywować.
Na koniec pozdrawiam naszą ukochaną Veneticę, czekam na rozwój jej nowego bloga. Polecam!! >>kilk<< Ven to kupa, ale nie śmierdząca. (obiecałam)
Jaki zapychacz ja się pytam? :D mi się to przyjemne czytało i sprawdzało, sama nawet widziałaś, dzisiaj to normalnie jak burza szłam :D wiesz, że mi się ten rozdział podoba, wiesz :D wiesz z czego się śmiałam, wiesz :D wszystko wiesz :D kurde, i jeszcze ta reklama! <3 nie wypłacę ci się do końca życia, aż muszę prezentowi zwiększyć wartość:D hahahahah :D i się zastanawiam, czemu przekresliłaś ostatnie zdanie :D
OdpowiedzUsuńBuuuuziaki :*
Przekreslilam zeby ci nie bylo pozniej wstyd kupo :* ! Dziekuje :3 A no bylo troche smiania :3 :D Tobie sie podoba, a ja marudze... To raczej sto procent normy :d
UsuńO Mój Boże! Padłam. xD Uwielbiam cie! Fajny pomysł z malowaniem włosów. Ja na miejscu Saku chyba bym już leżała na podłodze, zwijając się ze śmiechu. xD
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
Weny! :*
Dziękuję :):* !
UsuńTrochę poczekamy na rozdział ;c Nauka ;c
Wow, kocham tego Sasuke, jest świetny! Rozwaliła mnie reakcja Sakury na brak gipsu, no i oczywiście zmiana koloru włosów. Jestem ciekawa jak to między się nimi potoczy, ale wydaje mi się, już ciągnie ich ku sobie.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział :)
Dziękuję :):*! Zobaczymy jak to będzie ;D !
UsuńPrzepraszam, że dopiero dziś się tu zjawiłam, ale przyrosłam do fotela nie mogąc oderwać się od tego Kuroko no Basket, którym tyle osób się jarało. Może życie umarło.
OdpowiedzUsuńWięcej się przy tej części naśmiałam, niż smuciłam, choć przemyślenia Sakury potrafią dobić. :v
Polly była piękną kobietą, bez wątpienia kokietką urzekającą naturalnym pięknem, ale Sakura miała coś więcej niż urodę, te oczy kryły tajemnicę i ból.. Oesu, nie wiem czemu, ale ten moment wzbudził jakiś taki dziwny dreszczyk. ;__; :D
Biedny Naruto, biedne jego włosy.
Za to Polly mnie bardzo urzekła. :D A wygrała moje serce lodówką, naprawdę. xD Nie wiedziałam, że ten kawał jeszcze kiedykolwiek mnie rozbawi. I ta drzemka na gipsie. :D
Weny Polly! <3
Wszyscy się jarają, a ja nie czuję tego Kuroko no Basket TT^TT Jestem inna : c
UsuńDreszczyk, ja miałam ciary takie, że och pisząc tą część. :d Biedne bardzo te włosy :D Lodówka jest zawsze spoko :D Ogólnie mam nadzieję, że mimo bolesnych momentów będą te które rozbawią czytelników ^^ Staram się uczyć grać na emocjach, słabo mi to idzie :c Damy radę :3 (chyba )
Dziękuję :):* Pozdrawiam :D
Uwielbiam sarkazm w co drugim zdaniu Sasuke. Ogólnie humor w Twoim opowiadaniu. To jest tak zabawne i lekkie, że czyta się z prędkością światła i nie ma fragmentów typu "trzeba przebrnąć, żeby dojść do akcji". Nawet jak jeszcze jej nie wprowadzasz to sam sposób, w jaki piszesz sprawia, że zanim się zorientuję to już jest koniec rozdziału. Ostatnio mnie wzięło na SasuSaku. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Twój komentarz wywołał wielkiego banana na mojej buzi ;3
Usuń